Ciepło, coraz cieplej

Wreszcie w komplecie, cała załoga plus wszystkie plecaki, torby, worki, plecaczki i gitarra przeprawiła się przez liczne bramki w metrze (utykając tylko w co niektórych) i dotarła do Orly. Lot do Fort de France trwał 8 godzin, ale filmy, gry i buteleczki wina sprawiły, że minął bardzo szybko.
A po wylądowaniu okazało się, że krótkie spodenki i sandały w marcu nie są żadną ekstrawagancją :)). Są koniecznością. No, a w marinie w Le Marin, stał sobie pięknie zaparkowany nasz okręt. I nie nazywał się Syrenka, Gwiazda Morza, ani Molly Mcquire, tylko… DINGO i był psem, w dodatku dzikim. Tak rozpoczęły się nasze dwa tygodnie na psie.