Pierwszy ref

Rano piesek okazał się zdolny do pływania, a w dodatku dostał nowego grota. Tak więc, po dokonaniu stosownych zakupów (Lider Price rules), wreszcie oddaliśmy cumy. Kurs na Barbados. Od razu nam powiało…i można było zacząć ćwiczyć refowanie żagli (co zresztą przydało się w czasie całego rejsu). Niestety szybko zapadający zmrok (krótkie dni na tej szerokości geograficznej) nie pozwolił zbyt długo cieszyć się pierwszymi karaibskimi widoczkami. Wiatr tężał i tężał (do 8 B.), fale rosły i rosły, znalazł się i Prezes :)). A potem już poszło dalej: pędziliśmy przez noc jak mustangi (jak na dzikiego psa przystało), gwiazdy świeciły, tuż nad horyzontem księżyc przez chwilę udawał statek, koniecznie chcąc nas zaatakować… (nie daliśmy się :))).

Wreszcie dopłynęliśmy do Barbadosu, gdzie czekało nas pierwsze spotkanie z celnikami i całym stosem formularzy do wypełnienia. Po dopełnieniu należytych formalności, mogliśmy legalnie odbyć nocny spacer po stolicy kraju - Bridgetown, posiadającej swój własny Trafalgar Square.